Okiem i sercem wolontariusza pisane…

 Rekolekcje w Gnieźnie dobiegły końca, a w zasadzie minął już tydzień od powrotu. Zaproszenie do uczestnictwa w nich, otrzymałem od siostry Katarzyny ze Wspólnoty Uczennic Krzyża w Szczecinie, która od wielu lat (około 30) jest ich organizatorem. Z założenia były to rekolekcje dla chorych, więc nie do końca wiedziałem, jaka tam miałaby być moja rola. Domyślałem się jedynie, że jako wolontariusz w czymś będę pomagał. Lekkie wahania i wątpliwości odsunąłem na bok, gdyż przeważyła ciekawość i chęć nowych doświadczeń rekolekcyjnych. Zapytałem wcześniej naszego Proboszcza, który wielokrotnie przewodniczył tym rekolekcjom: czy warto?. Odpowiedział dość wymownie, kiwając głową, że tak. Pojechałem więc, bez żadnych oczekiwań, z kilkoma osobami ze Świnoujścia, traktując to raczej w początkowym etapie dość swobodnie. Szybko jednak początkowy etap się skończył, gdyż okazało się po przyjeździe do Szczecina, skąd wyjeżdżał autokar, że jestem jedynym sprawnym fizycznie mężczyzną w sile wieku, który oprócz kierowcy może wnieść do autokaru osoby niepełnosprawne. Zdałem sobie wtedy sprawę jak duża jest rozbieżność pomiędzy potrzebującymi a wolontariuszami, którzy fizycznie byli potrzebni. Już w pierwszych minutach zdałem sobie sprawę z wielu rzeczy, które w mojej świadomości były, jednak nabrały w krótkiej chwili zupełnie innego wymiaru i znaczenia. Różnorodność odczuć była tak duża, że nie potrafiłem uporządkować myśli, zresztą mówiąc szczerze do dziś tego nie zrobiłem.

Czas rekolekcji zaczął się więc zanim dojechaliśmy do Gniezna. Już na tym etapie zorientowałem się ile osób oczekuje różnorakiej pomocy i intuicyjnie szuka i wyczuwa innych, którzy mogą to zrobić. Wiele rzeczy mnie zaskakiwało, np. podczas postoju podeszła do mnie starsza kobieta, która zapytała czy wiem jak sprawdzić czy ma już pieniądze na koncie, bo przed wyjazdem jeszcze ich nie miała a skromna kwota miała wpłynąć w tym dniu. Pomogłem jej, jednak wtedy zrozumiałem kilka kolejnych spraw. Po pierwsze, jak ważne są rekolekcje dla innych, skoro oddają ostatnie pieniądze, aby tam być. Po drugie, zdałem sobie sprawę z słów Siostry Katarzyny, która od początku podkreślała, aby dla nikogo nie były przeszkodą fundusze, bo one się znajdą, jednocześnie prosząc, aby jeśli ktoś ma potrzebę serca, dał więcej, jeśli może. Aby mieć punkt odniesienia powiem, że całkowity koszt 6 dniowych rekolekcji z dojazdem i pełnym wyżywieniem wynosił 650 zł.  Podczas postoju, gdzie był czas na posiłek zatrzymałem się na chwilę. Patrząc dokoła zobaczyłem jak wszyscy sobie wzajemnie pomagają: wysiadając z autobusu, niosąc herbatę osobie, która sama jej nie doniesie do stolika, jak inni odsuwają krzesła, aby osoba chodząca o kulach mogła usiąść. Nie trzeba chyba rozwijać tego dalej, aby zrozumieć piękno tej sytuacji. Wszyscy byli dla kogoś, nie dla siebie. Jako wolontariusz już wiedziałem, że jestem tam po to, by również pomagać. Jedną z osób potrzebujących był kolega Tomasz, który od samego początku mnie zaatakował, mówiąc, że będzie ze mną w pokoju i będę jego towarzyszem niedoli :). Jako wielokrotny uczestnik załatwił to w minutę, a ja jeszcze wtedy nie wiedziałem, jak jego obecność mocno wpłynie na moje rekolekcje. Dużo by pisać, jednak zobaczyłem w nim siebie. To, co dotyczyło mnie, było w nim wielokrotnie pomnożone, ograniczone jedynie w jakimś stopniu fizycznością, ponieważ poruszał się o kulach. Jego bezpośredniość, momentami brak taktu, otwartość, angielski humor i wiele innych dobrych cech, o których nie będę pisał z uwagi na skromność – w nim zobaczyłem. Przez niego bolał mnie brzuch ze śmiechu, bo wzajemne zrozumienie było bardzo duże, przez cały czas trwania rekolekcji. Jednak co najważniejsze, zobaczyłem w nim wdzięczność do Pana Boga, że mimo swojej niepełnosprawności może tyle robić. Rozwijać się, realizować marzenia, poruszając się z kulami, ale o własnych siłach. Intelektualnie zawstydzał mnie wielokrotnie, choć o tym nie wiedział. Działa na wielu frontach, chcąc udowodnić sobie i innym, że niepełnosprawność to nie koniec świata i że można w różny sposób pomagać. 

Rafał