Wędrówka z Jezusem po górach
Tak, to możliwe wędrować z Jezusem po górach. Od pierwszego dnia powędrowaliśmy przez góry biblijne. Pierwszą była Góra Karmel, więc w bliskości Eliasza i Maryi.
Wieczorem niektóre z dziewczyn przyjęły szkaplerz, znak obecności Maryi, zawierzyły Jej swoje życie. W drugim dniu wyruszyliśmy na górę powołania, gdzie Jezus powołał „tych, których sam chciał” na swoich uczniów (Łk 6, 12-14). Wędrowaliśmy zatem z myślami, gdzie i do czego powołuje nas Jezus. W tych myślach pomagał nam krajobraz Doliny Kościeliskiej, Jaskinia Mylna, Schronisko- pierwsza szarlotka, Staw Smereczyński i Wąwóz Kraków ze słynną drabinką- i tu był pierwszy mały teścik, by zobaczyć jakie są nasze możliwości chodzenia po górach. Wieczorami po dobrej ciepłej strawie każdego dnia była Adoracja Jezusa. Po szukaniu Go w górach, wieczorami znajdowaliśmy Pana we własnym domu, w bliskości. Jednego razu na bosaka przed Najświętszym Sakramentem tak jak Mojżesz, bo to była nasza Góra Synaj, po przebyciu Wiktorówek i oddaniu czci Maryi Królowej Tatr, Rusinowej Polany i Gęsiej Szyi. Innym razem przeżywając Górę Tabor przechodziliśmy Doliną Jaworzynki do Murowańca, potem nad Czarny Staw, a niektórzy wspięli się na Kościelec przekraczając swoje lęki, granice, by potem zwycięsko powrócić z dumą i radością, ale i z pokorą. Góry w wielu miejscach uczyły nas pokory, prawdy o nich samych i o nas, o naszej słabości i kruchości. Najtrudniejszą górą, była dla nas góra śmierci Jezusa- Golgota, to była wyjątkowa droga, przy końcu Doliny Roztoki, gdzie słychać już było Siklawę, i było bardzo gorąco, oddech był wyjątkowo zmęczony, wędrowaliśmy w milczeniu, myśląc o górze śmierci Jezusa…a potem życie, nogi wymoczone w stawie Doliny Pięciu i radość bycia razem i piękno gór, szczytów dookoła. Wszędzie chodził z nami tata Edek, lat 79. Tu też wszedł. Kiedy odchodził z ostatniego stawu, odwrócił się jeszcze raz, wrzucił dwójkę do stawu i powiedział „ Jestem tu ostatni raz, już tu nie wrócę…”- moje serce zrobiło zdjęcie i coś ścisnęło w środku, a i góry uczą przemijania i rozstania…to nadal góra śmierci-Golgota. Tak przechodziliśmy różne góry i te biblijne i te tatrzańskie. Była jeszcze Góra Moria i Błogosławieństw, Ararat i Góra Wniebowstąpienia. Byliśmy u sióstr i braci Albertynów i u Św. Brata Alberta, bo to Jego w tym roku 100-rocznica śmierci i u Maryi Fatimskiej, tak na zakończenie, w 100 rocznicę objawień, by nas poprowadziła w codzienność w góry jak do swojej krewnej Elżbiety, by być pomocą, by służyć, by być dla innych. To był dobry dla nas czas. Dziękuję ks. Marcinowi, był naszym dobrym przewodnikiem i siostrom, szczególnie postulantkom Agnieszce i Adzie i dziewczynom z różnych stron: od Świnoujścia, Szczecina, Bydgoszczy po Polkowice, Gdańsk, Poznań, Wrocław, Siedlce aż po Szkocję i Irlandię…
Do spotkania na kolejnych górskich szlakach we wrześniu, niebawem.
s.Gracjana Woroniak