(37) DOKĄD IDZIEMY? C.d. refleksji s. Christiany Mickiewicz

Niedawno miała miejsce sytuacja, że zaiskrzyło między mną, a inną osobą i poczułam się bardzo upokorzona i dość gwałtownie zareagowałam. Przez dłuższy czas bardzo bolało mnie zachowanie tej osoby i modliłam się, jak powinnam jej o tym powiedzieć, bo to co ona zrobiła było dla mnie bardzo trudne. Byłam w stanie niepokoju i zmagałam się z tym, co mam zrobić z zaistniałą sytuacją. Na szczęście powiedziałam o tym wydarzeniu spowiednikowi, a on stwierdził, że nie wolno mi nic mówić danej osobie, bo to już przeszłość i trzeba iść naprzód. Byłam zaskoczona i zła na mojego spowiednika, ale wiedziałam, że muszę go posłuchać. Modliłam się dalej, ale już inaczej, i bardzo szczerze mówiłam o moim stanie Jezusowi. I oto pewnego dnia nagle zrozumiałam, że to moje zachowanie było na pewno bardzo bolesne dla tej osoby. Poszłam więc i przeprosiłam za mój wybuch, bardzo pokornie przedstawiając równocześnie mój stan psychiczny, w jakim się wówczas znajdowałam. Osoba ta rozpłakała się, podziękowała mi i też serdecznie przeprosiła. Zapanował między nami radosny pokój, a mogłabym bardzo dotkliwie ją poranić.