Spotkania w Tatrach – lipiec 2018r

Taki niepozorny temat wzięliśmy w góry i zaczęło się. Tatry przed nami. Zjechaliśmy się z różnych stron – od Świnoujścia, Szkocji, Szczecina, po Gdańsk, Bydgoszcz, Poznań. Taka ekipa w siedemnaście osób, to dobra wspólnotka. Każdego dnia do kieszeni zabieraliśmy karteczkę ze Słowem Bożym…

Taki niepozorny temat wzięliśmy w góry i zaczęło się. Tatry przed nami. Zjechaliśmy się z różnych stron -od Świnoujścia, Szkocji, Szczecina, po Gdańsk, Bydgoszcz, Poznań. Taka ekipa w siedemnaście osób, to dobra wspólnotka. Każdego dnia do kieszeni zabieraliśmy karteczkę ze Słowem Bożym, było to zawsze jakieś spotkanie. Wprowadzała nas katecheza księdza Marcina lub moja, a potem wędrowaliśmy i góry uczyły nas życia, jak zawsze. Góry to dobry nauczyciel, góry to nowe spotkania. Tak było. Słońce przez kilka dni było nam podarowane, potem deszcz i wiatr. Wszystko miało swój urok. Ścieżki przez Kościeliską i Chochołowską, przez Przełęcz Iwaniacką i drogę nad reglami. Kolejnego dnia przez Murowaniec; w każdym schronisku raczyliśmy się szarlotką, górskim zwyczajem;-),  Czarny Staw i Zmarzły aż po Granaty we mgle ze słodką czekoladą. Zawsze jesteśmy u Królowej Tatr i tym razem w Matki Bożej Szkaplerznej było przyjęcie Szkaplerza. Na Rusinowej, żentyca i sery, pomiędzy chmurami, deszczem i słońcem. Potem Gęsia Szyja w mozolnych schodkach, trochę błota i pyszne maliny do Wodogrzmotów i schroniska w Dolinie Roztoki. Czerpaliśmy życie jak Samarytanka i Bogaty młodzieniec, szukając wody żywej, a Pan, nasz Jezus szedł blisko przed nami. Pozwalał się też dotykać jak kobiecie chorej na krwotok a potem umywał nam nogi. Góry i Jezus przemieniały nas. Wydobywały refleksję, przemianę myślenia i serca. Wiele odczuć i przeżyć stawało się nowym światłem, powiewem Ducha, radością spotkania, utrudzeniem drogi i ciała, zwykłym, lub niezwykłym zmęczeniem. A po wieczornej Adoracji Jezusa przychodziła świeżość i radość… Nasz dom góralski jak wieczernik, swojski, ciepły, pełen ludzi po brzegi z zapachem dobrego jedzenia i dźwiękiem gitary i śmiechu…Zżyliśmy się, czas wracać i podejmować decyzje małe i duże, wybierać Jezusa i dawać Go innym, tym którzy nie poznali Go tak z bliska…Dziś pisząc to słowo, mogę powiedzieć, że na mnie czekał już Jezus w mojej Galilei, tak jak nam powiedział. Przygotował to, czego potrzebowałam… Jaki On jest niezwykły. Kocham Cię Jezu i kocham was moje góry…We wrześniu kolejne, lista się zapełnia… zapraszam w góry.

s. Gracjana Woroniak