Katecheza o miłości, przebaczeniu i miłosierdziu Bożym

Może niektórzy z Was też mają jakoś poorane serca, może komuś z Was podeptano dobre imię, proszę, wybaczcie doznane krzywdy i ofiarujcie to za tych, którym grozi piekło, aby uprosić im łaskę nawrócenia.

Kochaj zranionym sercem!

Bóg jest Miłością. Stworzył nas z miłości do wiecznej Miłości.

Gdy człowiek odrzucił tę Miłość – Ojciec dał Syna Swojego.

Niedawno otrzymałam wielką łaskę. Zostałam wewnętrznie zanurzona w wielkiej miłości Boga Ojca. To było tak głębokie doświadczenie tej miłości, że ze wzruszenia płakałam. To Bóg Ojciec z miłości dla nas zapytał Swojego Syna, czy zgodzi się przyjąć ludzkie ciało i oddać za nas życie, żeby uchronić nas przed piekłem.

Jezus na Ostatniej Wieczerzy bardzo prosił apostołów o miłość wzajemną między nimi. Od miłości wzajemnej uzależnił spełnienie próśb zanoszonych na modlitwie. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w Imię Moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali (J 15,16-17).

Podczas chrztu zostaliśmy napełnieni Bożą Miłością i Bóg stale uzdalnia nas do przyjmowania i rozdawania Jego Miłości. Jeżeli jesteśmy w stanie łaski uświęcającej, nasze serca są otwarte na przyjęcie tej miłości.

Św. Paweł w 1 Liście do Koryntian tak pisze:

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał,

stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący…

I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie,

lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie unosi się pychą,

nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego…

Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję,

wszystko przetrzyma (1 Kor 13,1.3-7).

Ponieważ po grzechu pierworodnym są w nas skłonności do złego, są momenty, że może być w nas wielki trud, żeby kochać, bo inni, też posiadając skłonności do złego, mniej lub bardziej nas poranili…

Istnieje też wróg naszego zbawienia, który jest duchem nienawiści i który zarzuca nas pokusami… I wiele razy trwa w nas walka… Czasami możemy o tym zapomnieć
i wejść w paktowanie z tym, który nie wie, co to miłość, który potrafi jedynie nienawidzić. Żerując na naszych słabościach, szatan raz po raz usiłuje rzucać nam je
w twarz i wyolbrzymia najmniejsze nawet niedociągnięcia innych.

Jak prawdziwą miłość zdobyć? Nie inaczej, jak przy Sercu Tego, który pozwolił, aby to Serce zostało dla nas przebite.

Tak o tym pisze św. Jan Apostoł: Jeśliby ktoś mówił < miłuję Boga>, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego (1 J 5,20-21).

Niedawno miała miejsce sytuacja, że zaiskrzyło między mną, a inną osobą i poczułam się bardzo upokorzona i dość gwałtownie zareagowałam. Przez dłuższy czas bardzo bolało mnie zachowanie tej osoby i modliłam się, jak powinnam jej o tym powiedzieć, bo to, co ona zrobiła, było dla mnie bardzo trudne. Byłam w stanie niepokoju i zmagałam się z tym, co mam zrobić z zaistniałą sytuacją. Na szczęście powiedziałam o tym wydarzeniu spowiednikowi, a on stwierdził, że nie wolno mi nic mówić danej osobie, bo to już przeszłość i trzeba iść naprzód. Byłam zaskoczona i zła na mojego spowiednika, ale wiedziałam, że muszę go posłuchać. Modliłam się dalej, ale już inaczej, i bardzo szczerze mówiłam o moim stanie Jezusowi. I oto pewnego dnia nagle zrozumiałam, że to moje zachowanie było na pewno bardzo bolesne dla tej osoby. Poszłam więc i przeprosiłam za mój wybuch, bardzo pokornie przedstawiając równocześnie mój stan psychiczny, w jakim się wówczas znajdowałam. Osoba ta rozpłakała się, podziękowała mi i też serdecznie przeprosiła. Zapanował między nami radosny pokój, a mogłabym bardzo dotkliwie ją poranić.

Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński wielokrotnie przechodził dotkliwe upokorzenia. Podczas obchodów milenijnych władze państwowe zakłócały nabożeństwa kościelne, a Księdza Prymasa nazywano zdrajcą. Po ukończeniu tych obchodów wezwał on cały Naród do miłości, ogłaszając tak zwaną Krucjatę Miłości. A o sobie tak powiedział:

Pora zakończyć jeszcze jeden rok pracy. Nie był on łatwy. Wszystko to jednak jest bez znaczenia wobec zbawczej Woli Bożej, która nieustannie budzi ufność w pracy, zwłaszcza w chwilach trudnych i daje łaskę zachowania spokoju. W sercu jest uratowana Miłość wobec wszystkich. Największe nawet krzywdy i zniesławienia, są starannie zapomniane. Bodaj mogę powiedzieć, że nie skrzywdziłem nawet myślą swoich < krzywdzicieli >. Przebaczam im z serca….

Podczas II wojny światowej najbliżsi sąsiedzi w straszliwy sposób zamordowali mojego wujka. Gdy potem mamusia napisała list do swojej mamy, czyli mojej babci, która w tym czasie była na przymusowych pracach w Niemczech, otrzymała w szybkim czasie krótką odpowiedź: „Dziecko, ja przebaczyłam wszystkim, przebacz i ty. Módlmy się o wieczne szczęście dla Janka”.

Do tego dramatu przyczynił się sąsiad, który sprawił, że tak potoczyły się wydarzenia, które zakończyły się śmiercią wujka. Tenże sąsiad potem przed swoją śmiercią przeżywał dramat. Stracił wzrok i chciał się powiesić. Dlatego powyrywano w jego domu wszystkie gwoździe i klamki. On chodził z paskiem w ręku i ciągle szukał, o co mógłby pasek zaczepić. Wreszcie już był tak chory, że musiał leżeć i wtedy widocznie zaczął myśleć nad swoim życiem i często wysyłał swojego syna do mojej babci, żeby przyszła do niego. Jak poszła zawsze mówił to samo: „Baranowska, daruj”. Babcia chodziła do niego, czasami nawet w nocy. Babcia ciągle mówiła: darowałam i niech ci Bóg daruje. Gdy słabł, przywieziono mu księdza. Po przyjęciu Komunii świętej zaczął krzyczeć, że komunikant go dusi. Wpadł w rozpacz i trwało to jakiś czas. Ten człowiek wprost wariował, resztkami sił czołgał się na kolanach po ziemi. Widać było, że jest umierający, ale umrzeć nie może. W takim stanie babcia dała mu do ręki krzyżyk, ale on ten krzyżyk połamał. Babcia bardzo modliła się za tego człowieka i pewnego dnia powiedziała do niego: słuchaj, ja ci wszystko darowałam, ale czy ty wypowiadałeś się z tego, że Janka wydałeś na śmierć. On osobiście nie zamordował, ale do tego się przyczynił. Wówczas on zaczął wołać: księdza, księdza, księdza. Po raz kolejny przywieziono księdza i gdy teraz się wyspowiadał, po wyjściu księdza bardzo się uspokoił. Złożył ręce, a wszyscy, którzy tam byli odmówili dwie dziesiątki różańca i on spokojnie umarł. Przebaczenie mojej babci, czyli matki zamordowanego syna, wyjednało łaskę, że babcia pomogła winowajcy pojednać się z Bogiem.

Miłość Jezusa do nas zaprowadziła Go na krzyż. I my nieraz będziemy obumierać zwalczając w sobie wszystkie niechęci i żale. Czasami cierpliwe znoszenie różnych uwarunkowań psychicznych drugiej osoby może być prawdziwym krzyżem, ale musi stać się on krzyżem Chrystusowym, ofiarnym, przebaczającym, podejmującym dialog, a nie diabelskim żelastwem, który usprawiedliwia wszystkie nasze podtrzymywane rozżalenia. Kochani – wpatrzmy się w cierpienie Jezusa rozpiętego na krzyżu, w ból Maryi stojącej pod krzyżem za nasze zbawienie i dołączmy nasze ofiary. Przez spowiedź stajemy się dziećmi światłości, dziedzicami nieba.

Może niektórzy z Was też mają jakoś poorane serca, może komuś z Was podeptano dobre imię, proszę, wybaczcie doznane krzywdy i ofiarujcie to za tych, którym grozi piekło, aby uprosić im łaskę nawrócenia.

Jezus pozwolił, że pluto Mu w Twarz, że Go straszliwie ubiczowano
i ukrzyżowano. Z krzyża modlił się: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Kamienowany Szczepan zawołał: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu” (Dz 7,60).

Każdy z nas na pewno bardziej czy mniej świadomie zranił kogoś, a inni zranili nas.
Przebaczenie wymaga otwarcia się na drugiego człowieka. Wymaga wczucia się w jego położenie: A może w rzeczywistości nie chciał on skrzywdzić? Może miał zupełnie inne plany lub intencje, lecz nie wyszło mu tak, jak chciał? Może nie obraził ciebie naumyślnie i teraz całym sercem wstydzi się swego czynu, lecz nie wie, jak go naprawić i jak ciebie przeprosić? Trzeba więc wyjść mu naprzeciw. Trzeba znaleźć dla niego usprawiedliwienie. Trzeba uświadomić sobie, że także w tym człowieku drzemie wiele dobra. Że Bóg pragnie także jego zbawienia i szczęścia. Musimy więc i my wyrzec się siebie, ujarzmić swą ambicję, zgasić gniew, a nade wszystko musimy wyzbyć się nienawiści, która jest wielkim grzechem i złem, a wzbudzić w sercu miłość do owego człowieka. „Człowiek jest najpiękniejszy wtedy, gdy prosi o przebaczenie lub gdy sam przebacza”.

Jezus zna naturę człowieka i nie obiecuje nam łatwego życia. Nigdy nie przyrzekał swym uczniom, że gdy pójdą za Nim, to wówczas wszyscy będą ich szanować i słać drogę kwiatami… Jest rzeczą normalną, że człowiek boi się cierpienia. A jednak tego cierpienia nigdy nie uniknie. Kłótnie w domu… Niezgoda w pracy… Nieuczciwy kolega… To wszystko może sprawiać ogromne cierpienie. Przebaczenie tym, którzy zawinili wobec nas, może też być prawdziwym krzyżem. Wszakże Jezus nie jest nieczuły na nasze cierpienie, na nasz krzyż. On cierpi wraz z nami i jednocześnie zapewnia: Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 10,22b). To nie są puste słowa. Jeśli obiecał, to znaczy, że naprawdę chce nas obdarzyć zbawieniem.

Zechciejmy też w duchu wiary przyjmować wszystkie okoliczności naszego życia. Bóg naprawdę czuwa nad każdym naszym krokiem, jest obecny przy każdym radosnym i bolesnym wydarzeniu. Pozwólmy prowadzić się naszemu Bogu. Nie ma żadnych wydarzeń w naszym życiu, o których On by nie wiedział. Zapamiętajmy stwierdzenie, które może być dla nas wielką pomocą dniach trudnych:

Jeśli dobrze przetrwasz cierpienie, które życie Ci zadało, będziesz oparciem dla innych!

Jest piękny wiersz Cypriana Norwida, pod tytułem: Krzyż i dziecko:

Ojcze mój! Twa łódź wprost na most płynie –

Maszt uderzy!…Wróć…lub wszystko zginie…

Patrz! jaki tam krzyż, krzyż niebezpieczny…

Maszt się niesie wzwyż, most mu poprzeczny.

– Synku! trwogi zbądź! To znak zbawienia!

Płyńmy! bądź co bądź… Patrz, jak się zmienia!

Oto – wszerz i wzwyż wszystko – toż samo.

-Gdzież się podział krzyż? – Stał się nam bramą!

Tak, nasze wszystkie krzyże mogą stać się bramą do nieba dla każdego z nas i dla tych wszystkich, dla których żyjemy. Bez pomocy Jezusa nie będziemy zdolni tego podjąć, ale z Jezusem, wszystkiemu sprostamy.

Z Jezusem wszystko można! Gdy chcemy się napić wody, idziemy do kranu, chcemy podładować komórkę – idziemy do kontaktu, chcemy miłować, to co mamy zrobić? Może otworzyć okno i czekać? Nie! Mamy pójść do źródła miłości, czyli do spowiedzi i na Eucharystię. Gdzie jest źródło miłości? W sakramentach świętych i wytrwałej błagalnej modlitwie. Miłość prawdziwa, a więc i taka, która każdemu jest w stanie przebaczyć NIE JEST MOŻLIWA BEZ JEZUSA.

Pamiętajmy jeszcze o jednym: pod krzyżem Jezusa stała Jego Matka i przebaczyła tym, którzy Jej umiłowanego Syna przybili do krzyża. Staje Ona i pod naszymi życiowymi krzyżami, bo z Woli Jezusa jest naszą Matką. Ona pomoże ukoić każdy ból i objąć serdeczną modlitwą i miłosierdziem tych, którzy nas zranili. Ona naucza nas przebaczać szczególnie wtedy, gdy szatan będzie nas kusił do nieprzebaczenia, bo on wie, że jeżyli my nie przebaczymy, nie mamy WARUNKÓW, ŻEBY I NAM BÓG MÓGŁ PRZEBACZYĆ. A co stanie się z nami, jeżeli Bóg nam nie będzie mógł przebaczyć? Codziennie modlimy się słowami: Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Jeśli modląc się tak trwamy w podtrzymywanym gniewie, to o co się modlimy? Jezus w modlitwie Ojcze nasz ukazał nam, że Bóg Ojciec przebaczy nam tak, jak my przebaczymy innym. Wiemy bardzo dobrze, że roztrząsanie doznanych przykrości nie niesie pokoju, ale pogłębia ból, wręcz rozdziera nasze serca. A my nieraz temu się poddajemy, słuchamy złego ducha i pogrążamy się w cierpieniu, które nie jest od Boga, ale od najpodlejszego naszego wroga. Gdy jednak NASZE ZRANIONE SERCA PRZYTULIMY DO ZRANIONEGO SERCA JEZUSA, weźmiemy do ręki krzyżyk, przytulimy go do serca i będziemy błagać: Jezu, pomóż, Jezu, ratuj, Jezu, Ty sam przebacz w moim sercu wszystkim, bo widzisz, że sam nie dam rady, odzyskamy pokój. Gdy tak będziemy czynić, gdy przez całe życie będziemy starać się o miłosierne serca, w ostatniej godzinie życia na pewno usłyszymy słowa Jezusa: Okazałeś innym miłosierdzie i ja ciebie Moim Miłosierdziem obdarzam. Wejdź do Domu Mojego Ojca.

Na koniec chcę jeszcze dopowiedzieć, że należy odróżnić ból, który po doznanej krzywdzie może pozostać nawet na długo od zacięcia się i świadomego podtrzymywania złości. Jeżeli pomimo bólu chcemy z całego serca przebaczyć, to wówczas modlimy się za tych, którzy nas zranili, życzymy im dobrze, prosimy Boga, żeby im błogosławił i gdy zaistnieje taka potrzeba jesteśmy gotowi udzielić im pomocy.

Moje rozważanie zakończę słowami Jezusa, które zapisał święty Mateusz: Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5, 43-48).

Gdy przebiega proces kanoniczny przed beatyfikacją jakiegoś sługi Bożego, to między innymi bardzo wnikliwie rozpatruje się, jak ten ktoś przebaczał innym, a zwłaszcza swoim wrogom.

Czasami nasz najstraszliwszy wróg, szatan, będzie bardzo chciał rozdrapywać nasze rany i wtedy podczas spowiedzi radzę powiedzieć tak: Boże, tak trudno mi przebaczyć to i to, ale proszę daj mi łaskę, żebym potrafił przebaczyć. Ja wiele razy tak mówiłam podczas spowiedzi i otrzymałam od Dobrego Boga pokój i napełniło się moje serce miłosierdziem wobec tego, kto mnie skrzywdził. Czasami te same sprawy wiele razy wracają, to trzeba to na nowo przedstawiać w ten sam sposób podczas spowiedzi świętej. W chwili przechodzenia z tego świata nie będziemy tego żałować. A ja nikomu nie życzę, żeby dopiero w ogniu czyśćcowym uczył się miłosierdzia.

s. Helena Christiana Mickiewicz

od Matki Bożej Zwycięskiej