Zamilknąć na miesiąc…

W naszej Wspólnocie każda siostra co trzy lata odchodzi do naszego domu kontemplacyjnego na jeden miesiąc modlitwy i wyciszenia, by być tylko z Panem. Z tego czasu czerpiemy łaskę i siłę wewnętrznego człowieka, pogłębia się nasze wewnętrzne widzenie rzeczywistości. Staje się bardziej Jezusowe, by potem wrócić i tym żyć pośród braci i sióstr, pomagać im czynić życie bardziej przepełnione Ewangelią.

Powoli kończył się październik. Zamykałam ostatnie sprawy, spotkania, telefony. Nastał upragniony wieczór. Szybko zrobiło się ciemno, do tego przeraźliwie wiało, czego konsekwencją był brak prądu. Jeszcze kilka chwil drogi i już nasz mały domek kontemplacyjny niejako ukryty za innymi domami. Niezwykła cisza i gdzieniegdzie zapalona świeca. Pierwsze odgłosy to szukany klucz, otwieranie zamka, szelest kurtki…i w końcu w swojej celi św. Józefa (tak nazywamy pokoje w takim miejscu odosobnionym). Cztery siostry w innych celach, obok kaplica, mała kuchnia i refektarz, i to wszystko. Telefon zostawiony i wszystko inne, teraz ciche obuwie, ciche zamykanie drzwi, ciche chodzenie, ciche jedzenie, cicha praca… Jedynie podczas wspólnej modlitwy liturgicznej, Eucharystii słyszymy swój głos. Przeżywamy ten czas w pięć sióstr razem a jednak każda samotnie. 
Treścią tego miesiąca jest Słowo Boże. Mnie poprowadził św. Jan ewangelista. Rozpoczęłam spotkaniem Jezusa, który przechodził nad rzeką Jordan, zobaczyli Go uczniowie Jana Chrzciciela i zapytali Go: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?” On im odpowiedział: „Chodźcie a zobaczycie” (J1,39)…Tak i ja poszłam z uczniami do Jego domu, by być z Nim, by Go słuchać, by się uczyć od Niego. Doświadczałam bliskości Słowa, a w Nim bliskości Boga…Niełatwa to droga wewnętrznej przemiany myślenia… Długi czas, bardzo zwyczajny, prosty a jednak szkoła pewnej wytrwałości i wierności. To  nie tylko ludzki wysiłek. Przede wszystkim doświadczenie łaski, Bożej Obecności, Jego działania…Ta niezwykła bliskość stawała się spotkaniem Tego, który kocha, kocha, by pozwolić się Bogu kochać z tym wszystkim, kim jestem i co w sobie odkrywam. Przewodnikiem po tej drodze był też dla mnie umiłowany uczeń. Od niego też uczyłam się tej zażyłej bliskości z Mistrzem, aż po Krzyż, gdzie bardzo poprowadziło mnie Słowo: „Będą patrzeć na Tego, którego przebili” (J19,37), a potem On, Zmartwychwstały Pan, czekający na mnie z pytaniem, czy ja jestem gotowa Go kochać, tak jak On ukochał mnie? To wszystko dzieje się na poziomie serca, ale jest namacalne, doświadczalne, prawdziwe.
Dni mijały szybko, ale w rytmie wyciszonego, skupionego spokoju. Każda chwila była ważna i świadoma. Bardzo cieszyły mnie te momenty bycia wśród przyrody. To piękne miejsce w starorzeczu Warty, zakola starego koryta rzeki, spokój wody, traw, trzcin, wiatr, deszcz, błoto, daleki horyzont i niebo … ciągle inne. Tej kontemplacji, bycia i adorowania Boga można było podpatrywać w przyrodzie, by potem trwać godzinami przed Tabernakulum w Jego Obecności.
Wracam z sercem przytulonym do serca Jezusa, rozpalona spotkaniem. Dziękuję tym, którzy w tym czasie modlili się za mnie. Ja również o was wielu opowiadałam Jezusowi.
Gdyby w kimś zapłonęło takie pragnienie modlitwy w ciszy, polecam rekolekcje lectio divina, zasłuchania w Słowo, lub pobyt w naszych domach czy w domu kontemplacyjnym, który ma służyć wszystkim.

s.Gracjana Woroniak